Podstawową zaletą czytania globalnego jest fakt, że dziecko nie odczuwa korzystania z niego jako konieczności, nauki. Czytanie globalne polega na tym, że codziennie prezentuje się dziecku plansze, na których napisane są różne wyrazy. Po pewnym czasie uczy się ono rozpoznawać wyraz, mimo że jeszcze nie zna liter. Metodologia DISC: jak za pomocą magii kolorów zbudować zgrany zespół? O tym, że kolory oddziałują na nas bardzo mocno nie trzeba chyba specjalnie nikogo przekonywać. Psychologia koloru każdą z barw łączy z innymi emocjami i skojarzeniami, a cała masa specjalistów w różnych zawodach skrzętnie wykorzystuje tę wiedzę na co dzień. Reakcja łańcuchowa polimerazy, łańcuchowa reakcja polimerazy, PCR (od ang. polymerase chain reaction) – metoda powielania łańcuchów DNA polegająca na łańcuchowej reakcji polimerazy DNA w wyniku wielokrotnego podgrzewania i oziębiania próbki, w warunkach laboratoryjnych. Technika ta została opracowana w roku 1983 przez Kary’ego SWOT to jedna z najbardziej popularnych metod analizy strategicznej organizacji. Pozwala ona skonfrontować ze sobą pozytywne i negatywne czynniki wewnątrz oraz na zewnątrz przedsiębiorstwa. Nazwa SWOT to akronim utworzony z pierwszych liter wyrazów, które określają cztery kategorie czynników strategicznych. Metoda BLW (Baby-led Weaning), czyli metoda jedzenia wszystkimi zmysłami, zdobywa coraz więcej zwolenników. Według niej, to właśnie dziecko decyduje o tym, co zje i w jakiej ilości. Nie bez powodu więc często polskim odpowiednikiem skrótu metody BLW bywa określenie „Bobas Lubi Wybór”. Zobaczcie, na czym dokładnie ona polega. Metoda ustawień rodzinnych Berta Hellingera to metoda pracy z problemami, które wynikają z zaburzeń relacji rodzinnych. Nie jest to forma psychoterapii (od czego odżegnuje się sam jej autor), jest to raczej forma pomocy psychologicznej. Ustawienia hellingerowskie czerpią z psychodramy, terapii Gestalt i dynamiki grupowej. Metoda opiera się na założeniu, że historia rodziny . Naprotechnologia to metoda naturalnej prokreacji, polegająca na dokładnej obserwacji cyklu miesięcznego kobiet. Naprotechnologia bywa traktowana jako alternatywa dla zapłodnienia in vitro, choć jest zdecydowanie mniej skuteczna. Co to jest naprotechnologia i na czym polega leczenie niepłodności naprotechnologią? spis treści 1. Czym jest naprotechnologia? 2. Trzy etapy badań naprotechnologicznych 3. Komu może pomóc metoda profesora Thomasa Hilgersa? 4. Naprotechnologia a in vitro 5. Niepłodność a bezpłodność 6. Niepłodność mężczyzn i kobiet 7. Skuteczność naprotechnologii 8. Naprotechnologia - koszt leczenia rozwiń 1. Czym jest naprotechnologia? Twórcą naprotechnologii jest prof. Thomas Hilgers. W latach 90. XX wieku zajął się problemem niepłodności u kobiet. Niepłodność to możliwa do wyleczenia niezdolność do zajścia w ciążę, często mylona z trwałą bezpłodnością. Zobacz film: "Rozenek szczerze o in vitro" Przedmiotem badań naprotechnologii jest więc nie tylko badanie organizmu kobiety i jego reakcji, ale też poznawanie przyczyny niepłodności i jej leczenie. Hilgers twierdzi, że większość par ma problemy z niepłodnością z powodu błędnej diagnozy lekarskiej. Naprotechnologia (naprotechnology), posiłkując się modelem Creightona, wykazuje ewentualne nieprawidłowości kobiecego cyklu, szanując jednocześnie stanowisko Kościoła w kwestii naturalnej prokreacji (naprotechnologia a Kościół). 2. Trzy etapy badań naprotechnologicznych Naprotechnologia korzysta z modelu Craightona, opierającego się na dokładnej obserwacji śluzu, wydzieliny pochwowej, długości, obfitości i regularności krwawień, a także plamień międzyokresowych. Metoda może być stosowana nawet do 2 lat i dzieli się na trzy etapy. W etapie pierwszym metody naprotechnologii kobieta uczy się obserwować organizm i skrupulatnie zapisywać wszelkie zmiany na karcie pacjentki. Lekarz przeprowadza również badania hormonalne i ogólne. Naprotechnologia obejmuje również badanie męskiego nasienia, w celu wykluczenia problemów ze strony partnera. Nasienie pobiera się z perforowanego pojemniczka umieszczanego w pochwie kobiety podczas stosunku. Wiąże się to po raz kolejny z poszanowaniem tradycji katolickich i wykluczeniem konieczności użycia prezerwatywy czy masturbacji w celu zdobycia próbki. Drugi etap badań naprotechnologicznych polega na analizie zapisków, badaniach laboratoryjnych i ewentualnym uregulowaniu cyklów miesięcznych. To wtedy określa się też przyczynę niepłodności, czyli ideę badań naprotechnologii. Trzeci etap obejmuje próby poczęcia i okres ciąży. 3. Komu może pomóc metoda profesora Thomasa Hilgersa? Niestety, metoda naturalnej prokreacji nie pomoże parom borykającym się z ciężkim uszkodzeniem jajowodów, ostrą endometriozą, poważnymi defektami anatomicznymi u obojga partnerów i w stanach po usunięciu jajników, macicy, jajowodów czy jąder. Postawienie odpowiedniej diagnozy może jednak nakierować kobiety na wdrożenie leczenia albo ustalić odpowiedni moment na powtórzenie próby poczęcia. Naprotechnologia jest metodą naturalną, nieingerującą w organizm kobiety, szanującą poglądy religijne i wysoce skuteczną w przypadku par, mających potencjał zdrowotny do rozmnażania, jednak przejawiających problemy z zapłodnieniem. Warto pamiętać, że naprotechnologia dla mężczyzn (naprotechnologia a niepłodność męska) również może okazać się pomocna w diagnostyce problemów z powiększeniem rodziny. 4. Naprotechnologia a in vitro Naprotechnologia czy in vitro? Naprotechnologia jest często błędnie nazywana metodą alternatywną dla in vitro. W rzeczywistości oba terminy nie mogą być porównywane. In vitro to zapłodnienie pozaustrojowe, natomiast naprotechnologia to przede wszystkim diagnozowanie i doprowadzenie do zapłodnienia metodą naturalną, wspomaganą jedynie dokładną obserwacją cyklu kobiety. 5. Niepłodność a bezpłodność Niepłodność stwierdzana jest po roku regularnych stosunków seksualnych (3-4 razy w tygodniu) bez żadnej antykoncepcji. Według Światowej Organizacji Zdrowia jest to choroba cywilizacyjna, podobnie jak cukrzyca, miażdżyca, reumatyzm czy alkoholizm. Leczenie niepłodności opiera się głównie na farmakoterapii, niekiedy konieczny jest zabieg chirurgiczny. Bezpłodność to natomiast trwała niezdolność do zostania rodzicem, której nie jest w stanie zmienić współczesna medycyna. Leczenie bezpłodności nie jest możliwe, jedyną szansą na posiadanie dziecka stanowi zapłodnienie pozaustrojowe in vitro lub adopcja. 6. Niepłodność mężczyzn i kobiet Niepłodność u mężczyzn najczęściej spowodowana jest zmniejszoną liczbą plemników w nasieniu, ich nieprawidłową budową lub ruchliwością. Mniejsza ilość niż 20 milionów plemników w 1 ml spermy i ruchliwość na poziomie 1-3 często odpowiadają za problemy z płodnością. Podobnie jest w przypadku niewłaściwej wielkości plemników. Niepłodność u kobiet często ma związek z nieregularnymi miesiączkami, nieprawidłowym funkcjonowaniem jajowodów lub problemami z owulacją. Duże znaczenie ma także psychika. 7. Skuteczność naprotechnologii Skuteczność naprotechnologii wynosi 97 procent, natomiast nie w leczeniu niepłodności, ale w diagnozowaniu przyczyny problemów z zajściem w ciążę. Naprotechnologia jako metoda leczenia niepłodności może sprawdzić się w przypadku endometriozy, nieprawidłowej owulacji, torbieli jajników i zaburzeń hormonalnych. Leczenie niepłodności naprotechnologią nie przyniesie efektu u osób z problemami genetycznymi, defektami anatomicznymi, poważnymi skutkami endometriozy oraz uszkodzeniami układu rozrodczego. 8. Naprotechnologia - koszt leczenia Cena naprotechnologii nie należy do niskich, jest co prawda uzależniona od konkretnej diagnozy, zaleconych badań i czasu trwania leczenia, ale ostateczna kwota może być zbliżona do in vitro. Bardzo często ta metoda leczenia niepłodności zajmuje około dwóch lat, wymaga regularnych wizyt lekarskich i przeprowadzenia wielu dodatkowych testów. Naprotechnologia w Polsce jest coraz bardziej popularna, ceny leczenia różnią się w zależności od miasta i konkretnej kliniki. Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza. polecamy Naprotechnologia jest metodą, która ma na celu przede wszystkim monitorowanie organizmu i cyklu miesiączkowego kobiety. Dzięki temu możliwe jest wykrycie nieprawidłowości. Opiera się na naturalnych metodach planowania rodziny. Kierowana jest do tych par, których niepłodność wiąże się z problemami, które można wyleczyć. Na czym polega naprotechnologia? Model Creightona Kiedy jest wykorzystywana naprotechnologia? Skuteczność naprotechnologii Naprotechnologia to metoda, która opiera się na obserwacji kobiecego organizmu i jej cyklu miesiączkowego. Obserwacja i diagnostyka trwają zwykle ok. 2 lat. Na początku para uczy się techniki obserwacji (modelu Creightona) i zapisuje wyniki na specjalnej karcie. Równocześnie wykonywane są badania hormonalne i badania mężczyzny. Po wykryciu nieprawidłowości w cyklu przeprowadza się dalszą diagnostykę, a następnie eliminuje problem aż do uzyskania regularnych cykli miesiączkowych i zapłodnienia. Naprotechnologia – model Creightona Polega on na monitorowaniu płodności i cyklu z wykorzystaniem objawów. Chodzi o śluz szyjkowy (to główny marker), wydzielinę z pochwy, intensywność i długość krwawień miesiączkowych czy występowanie plamień lub ich brak. W przypadku modelu Crieghtona nie ma potrzeby mierzenia temperatury. Wszystkie te elementy zapisuje się na specjalnej karcie, a później analizuje. Naprotechnologia – kiedy jest wykorzystywana? Naprotechnologia (a właściwie model Crieghtona) wykorzystywana jest przede wszystkim wtedy, gdy para stara się o dziecko i chce wyznaczyć najkorzystniejszy moment zapłodnienia. Kobieta, która zna swój cykl miesiączkowy i reakcje organizmu, może znacznie łatwiej ustalić swoje dni płodne. Jest też kierowana do par, które borykają się z kłopotem niepłodności czy poronień. Chodzi jednak o takie problemy, które można wykryć dzięki obserwacji i następnie wyleczyć, np. lekami. Naprotechnologia nie sprawdza się w przypadku braku komórek rozrodczych czy innych trwałych problemów, np. nieuleczalnych wad anatomicznych. Naprotechnologia – skuteczność Niektóre źródła podają, że naprotechnologia pomaga począć dziecko w przypadku 40% par, które mają kłopoty z płodnością. Chodzi o te pary, których problemy dotyczą przede wszystkim nieregularnych cykli miesiączkowych kobiety. Dokładna obserwacja organizmu pozwala bowiem wykryć jakiekolwiek odchylenia. Zobacz też: Chcesz urodzić zdrowe dziecko? poznaj 5 ważnych porad Jak długo staracie się o ciążę? Ponad rok. (54%, 5 010 głosów) Kilka miesięcy. (24%, 2 229 głosów) Kilka lat. (23%, 2 108 głosów) Liczba głosów: 9 347 Loading ... Model Creighton – nowoczesna metoda rozpoznawania płodności polega na precyzyjnym określaniu dni płodnych i niepłodnych w cyklu menstruacyjnym kobiety. System ten jest idealny jeśli chodzi o uzyskanie poczęcia, jak i odkładanie poczęcia w czasie. Jego twórcą jest lekarz – ginekolog prof. Thomas Hilgers z Instytutu Papieża Pawła VI z Omaha, USA. Rozpoczynając obserwacje według Modelu Creighton dowiesz się jak wygląda Twój cykl, czym się charakteryzuje. Dzięki temu będziesz mogła w pełni zrozumieć funkcjonowanie własnego organizmu i zadbasz o łodność. Jak to zrobić? Zacznij obserwować swój cykl! Jestem po to, żeby Ci w tym pomóc. Przy wykonywaniu codziennych czynności fizjologicznych możesz prowadzić obserwacje śluzu, a zapisane na koniec dnia informacje dostarczą Ci wiedzę jak funkcjonuje Twój organizm pod względem zdrowia ginekologicznego. Dostrzeżesz w jaki sposób stres, dieta, czy aktywność fizyczna wpływają na Twoją płodność! Model Creighton może pomóc Ci jeśli masz problem z niepłodnością, nieregularnymi cyklami, bolesnymi miesiączkami i zespołem napięcia przedmiesiączkowego. Model Creighton opiera się na wnikliwej, szczegółowej i ustandaryzowanej obserwacji wskaźników biologicznych (śluz i krew menstruacyjna). Ważne jest, aby prowadzić obserwacje systematycznie – im częściej prowadzisz obserwacje, tym więcej wiesz o swoim cyklu. Model Creighton (Creighton Model FertilityCare™ System) opiera się na wnikliwej, szczegółowej i ustandaryzowanej obserwacji wskaźników biologicznych (śluz i krew menstruacyjna). Dlatego tak ważne jest, aby prowadzić obserwacje systematycznie – im częściej prowadzisz obserwacje, tym więcej wiesz o swoim cyklu. Model Creighton to narzędzie diagnostyczne w NaProTechnology® – nowej gałęzi medycyny zajmującej się zdrowiem kobiety, która w pełni współpracuje z jej układem rozrodczym. Została ona opracowana na postawie wystandaryzowanych obserwacji dokonywanych w ramach Modelu Creighton. Polega na monitorowaniu wzorców krwawienia, śluzu i dni suchych. Są to bardzo czułe wskaźniki, które umożliwiają ocenę prawidłowych i nieprawidłowych funkcji ginekologicznych i rozrodczych, i podjęcie leczenia u konsultanta medycznego NaProTechnology®. Jeśli niepokoją Was objawy występujące w przebiegu cyklu miesiączkowego lub jesteście zainteresowani leczeniem niepłodności za pomocą NaProTechnology®, zapraszam do Poradni Wspierania Płodności „Dla Życia”. Spotkania odbywają się w przyjaznej atmosferze, zapewniającej poczucie bezpieczeństwa i prywatności. Model Creighton to narzędzie diagnostyczne w NaProTechnology® – nowej gałęzi medycyny zajmującej się zdrowiem kobiety, która w pełni współpracuje z jej układem rozrodczym. Została ona opracowana na postawie wystandaryzowanych obserwacji dokonywanych w ramach Modelu Creighton. Polega na monitorowaniu wzorców krwawienia, śluzu i dni suchych. Są to bardzo czułe wskaźniki, które umożliwiają ocenę prawidłowych i nieprawidłowych funkcji ginekologicznych i rozrodczych, i podjęcie leczenia u konsultanta medycznego NaProTechnology®. Jeśli niepokoją Was objawy występujące w przebiegu cyklu miesiączkowego lub jesteście zainteresowani leczeniem niepłodności za pomocą NaProTechnology®, zapraszam do poradni wspierania płodności „Dla Życia”. Spotkania odbywają się w przyjaznej atmosferze, zapewniającej poczucie bezpieczeństwa i prywatności. W Polsce przyjęto ostatnio ustawę regulującą kwestie związane z zapłodnieniem pozaustrojowym in vitro. Czym tak naprawdę jest in vitro i jak się odbywa? Czy rzeczywiście daje szansę niepłodnym parom na trwałe wyleczenie i jaką ma skuteczność? Polecam poniższy artykuł dra Tadeusza Wasilewskiego, który zajmował się tą techniką przez 14 lat swojej praktyki lekarskiej i opisuje szczegółowo procedurę in vitro i związane z nią aspekty etyczne. autor: Tadeusz Wasilewski Jest niepodważalnym faktem naukowym, że życie ludzkie zaczyna się w momencie poczęcia. Trzeba pamiętać, że w metodzie in vitro, aby powołać do życia jedno dziecko, niszczy się statystycznie od pięciu do sześciu innych istnień ludzkich. Ukończyłem studia w 1984 roku. Zanim zająłem się niepłodnością profesjonalnie, specjalizowałem się w położnictwie i ginekologii. Zrobiłem pierwszy i drugi stopień specjalizacji i w 1993 roku, po kilkuletniej pracy w szpitalu, przeszedłem do pracy w klinice leczenia niepłodności małżeńskiej. To była jedna z pierwszych prywatnych klinik w Polsce, gdzie leczenie niepłodności odbywało się wszystkimi dostępnymi metodami, jakie dzisiaj medycyna rozrodu oferuje małżeństwom, które nie mogą mieć dzieci. Ta moja praca trwała do 2007 roku, bo w tymże roku zrozumiałem dzięki działaniu Pana Boga, dzięki miłosierdziu Bożemu, że program in vitro to nie jest metoda, którą się powinniśmy posiłkować. Nie tylko ja, ale w ogóle wszyscy – cała medycyna. Wyszedłem na ulicę, nie wiedząc, co dalej będę ze sobą robił. To nie miało żadnego znaczenia – ja po prostu nie chciałem więcej niszczyć istnień ludzkich, które to niszczenie, niestety, w przebiegu programu in vitro, w metodzie zapłodnienia pozaustrojowego, odbywa się w sposób nieunikniony. Szukałem swojego miejsca – i to miejsce znalazłem. Pan Bóg mi pokazywał, codziennie, malutkimi kroczkami, jak mam dojść do tego, aby swoje doświadczenie wykorzystać dalej do pomocy małżeństwom, które cierpią z powodu niepłodności, tylko zupełnie już w innej metodzie – w metodzie, która szanuje każdą istotę ludzką, jej życie i jej niepłodności Powinienem zacząć od omówienia pewnej fizjologicznej prawidłowości. Mianowicie jeżeli małżeństwo, kobieta i mężczyzna, mają po 35 lat lub mniej i starają się o poczęcie dziecka, jeżeli są stuprocentowo zdrowymi ludźmi, to szansa na poczęcie w jednym cyklu miesięcznym kobiety wynosi około 20%. I wg definicji WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) te 20% każe czekać na poczęcie dziecka do roku. Jeżeli przez rok nie następuje ciąża, nie pojawia się nowa istota ludzka, rozpoznajemy niepłodność małżeńską. WHO wyszła z założenia, że jesteśmy całkowicie analfabetami, jeżeli chodzi o postrzeganie naszego organizmu, naszej płodności. Bo się okazuje, że jeżeli kobieta umie nadzorować swoją płodność, umie odróżniać w cyklu miesięcznym dni, które są najbardziej odpowiednie dla poczęcia nowego istnienia ludzkiego, no to wtedy szansa rośnie do 30%, czy nawet więcej. I wtedy okres oczekiwania na dziecko na pewno się skraca, nawet do pół roku. Niepłodność dzisiaj dotyka co piątą – szóstą parę małżeńską. Szacuje się, że w Polsce do 2 mln ludzi cierpi z powodu niepłodności małżeńskiej. Podobnie jest w każdej społeczności na kuli ziemskiej. Im ta społeczność jest bardziej rozwinięta, bardziej w naszym pojęciu cywilizowana, tym ta niepłodność pojawia się częściej. Nie jest to przypadek. Płacimy za rozwój cywilizacji tym, że stopień naszej płodności po prostu maleje. Wobec tego niezależnie, czy to jest skutek innych chorób, które istnieją, czy też byśmy o niepłodności mówili jako o chorobie, to jest to tak potężne zjawisko społeczne i rodzinne, że warto o tym mówić. Dlatego narodziła się nauka medyczna, która opowiada o niepłodności, która ją opisuje, znajduje jej przyczyny i sposoby, żeby ją eliminować. Właśnie ta gałąź medycyny nazywa się medycyną rozrodu. Ogólnie przyczyny niepłodności można zobrazować w sposób następujący: jeżeli przed nami siada sto małżeństw, dobranych losowo, które mają kłopot z poczęciem dziecka, to najprawdopodobniej u 40 z tych małżeństw znajdziemy przyczynę po stronie kobiety. U 40 z nich przyczyna będzie po stronie mężczyzny, a u 20 z tych stu małżeństw przyczyna będzie tkwiła i po jednej, i po drugiej stronie. Tak bardzo równo rysuje się ten podział. Gdybyśmy chcieli uszczegółowić te przyczyny, to trzeba powiedzieć, że czynniki hormonalne stanowią o 20 – 30% całej niepłodności małżeńskiej. Za czynnikami hormonalnymi kryje się przede wszystkim pojęcie kłopotów z jajeczkowaniem, z owulacją. Ale nie tylko. Bo przecież obniżona wartość nasienia męskiego często też może mieć podłoże hormonalne. Następne 20 – 30%, czyli taka sama liczba, to są czynniki mechaniczne, to znaczy: niedrożność jajowodów, obecność zrostów na miednicy mniejszej, czyli tam, gdzie jest usytuowany narząd rodny, jak również endometrioza. Czynnik męski stanowi do 40% całej niepłodności, czynniki immunologiczne natomiast 5% (według mnie nawet więcej). Niepłodność zatem jest konsekwencją „cywilizacji” w postaci chemizacji życia, używania syntetycznych wyrobów, włącznie z pokarmem. Poza tym są jeszcze czynniki nierozpoznane, które obejmują 10 – 20% niepłodności. To jest tzw. niepłodność idiopatyczna, czyli taka, której przyczyny lekarze nie mogą z niepłodnością Już wiedząc, czym jest ta niepłodność i jak często występuje, znając przynajmniej z grubsza przyczyny, lekarz zaczyna szukać sposobów, aby tę niepłodność eliminować. Dzisiaj medycyna rozrodu dysponuje trzema formami pomocy. Pierwsza forma polega na tym, że nadzoruje się przebieg cyklu miesięcznego kobiety (poprzez ocenę ultrasonograficzną, poprzez badanie ginekologiczne, poprzez ocenę aktywności hormonów płciowych w organizmie kobiety) w celu wskazania czasu, w którym normalne współżycie małżeńskie ma najwięcej szans doprowadzenia do poczęcia dziecka. Oczywiście cykl miesięczny kobiety można „uzbrajać”, posiłkując się lekami – czyli stymulować jajeczkowanie, dawać leki w drugiej fazie cyklu, już po owulacji, tzw. leki suplementujące tę drugą fazę cyklu. I to jest sposób absolutnie, całkowicie naturalny, przy bardzo dyskretnej pomocy medycyny. Sposób ten jest aprobowany również przez lekarzy naprotechnologów, nie budzi on jakichkolwiek zastrzeżeń etycznych, moralnych. Z tego sposobu wszystkie cierpiące na niepłodność małżeństwa najchętniej by korzystały. Jednak medycyna rozrodu idzie dalej. Wykonuje się te wszystkie obserwacje i zabiegi, ale dodatkowo współżycie małżeństwa w zaciszu domowym, w tej intymności, jest zastępowane przez wykonywanie sztucznej inseminacji – czyli przez podawanie nasienia męskiego na szyjkę macicy lub do jamy macicy (inseminacja domaciczna), lub bezpośrednio do jajowodu. Jest oczywiste, że w tym sposobie można używać nasienia męskiego należącego do obcego mężczyzny, nie męża. I medycyna rozrodu tak właśnie postępuje. Dawcą nasienia jest przeważnie mężczyzna do 35. roku życia, który jest „zdrowy” (wszystkich chorób się nie zbada, stąd ten cudzysłów), który ma prawidłową wartość nasienia, który na przykład 3 – 4 razy w miesiącu przychodzi do takiej kliniki parającej się leczeniem niepłodności małżeńskiej, oddaje nasienie, za co dostaje po prostu pieniądze. Ta druga metoda jest już nie przez wszystkich aprobowana i jest na pewno etycznie błędna. Kolejna metoda, trzecia, oferowana dzisiaj przez medycynę rozrodu to jest metoda najbardziej kontrowersyjna. Polega ona na zapłodnieniu pozaustrojowym i jest nazywana programem in vitro (IVF ET).Techniczny przebieg programu in vitro Jak przebiega program in vitro? Najpierw jest krótka diagnostyka (trwająca 2 – 3 godziny) w postaci wywiadu, badania ginekologicznego, ultrasonografii, badań hormonów, badania nasienia i pada stwierdzenie: „Należy posiłkować się zapłodnieniem pozaustrojowym, żeby państwu pomóc, bo inaczej pomoc nasza byłaby na pewno nieefektywna”. Jestem absolutnie przekonany, że dzisiaj program in vitro jest bardzo mocno nadużywany. W wielu przypadkach medycyna rozrodu wychodzi z założenia, że to nie musi być ciąża uzyskana w sposób naturalny – więc najlepiej zrobić program in vitro i uzyskać efekt w możliwie najkrótszym czasie. I wiele z tych małżeństw, nie mając zielonego pojęcia ani o powodach takiej propozycji, ani o innych możliwościach, po prostu zgadza się na in vitro. Co się dzieje dalej? Po badaniu parametrów nasienia lekarze mają wydruk wyniku, nasienie zaś trafia do inkubatora, gdzie jest przetrzymywane w specjalnych warunkach. Po wyrażeniu przez małżonków zgody na program in vitro nasienie to podlega kriokonserwacji, czyli jest zamrażane w temperaturze ciekłego azotu: –193°C. Na tym rola mężczyzny w programie in vitro się skończyła. On może sobie wyjechać na drugi koniec świata i wrócić za dwa lub nawet pięć lat, i usłyszeć gdzieś z drugiego pokoju „mama, czy to prawda, że ten człowiek to mój ojciec?”… Oczywiście w programie in vitro można się posiłkować nasieniem świeżym. Ale bardzo często używane jest to nasienie właśnie, które uległo wcześniej kriokonserwacji. Kobieta natomiast przechodzi przez dwa kolejne etapy programu in vitro. Najpierw jest etap farmakologiczny, kiedy kobieta ma codziennie podawane leki mające na celu wystymulowanie w jajnikach wzrostu, dojrzewania pęcherzyków, które są ciągle obserwowane. W konsekwencji powstają pęcherzyki Graafa, czyli takie twory w jajnikach, które zawierają w swoim wnętrzu dojrzałe komórki jajowe. W cyklu naturalnym powstaje jeden pęcherzyk Graafa. W programie in vitro tych pęcherzyków Graafa musi być więcej, bo musi być więcej komórek jajowych. Ten etap farmakologiczny trwa od 10 do 14 dni. Drugi etap polega na działaniu manualnym, technicznym. Kiedy lekarz na podstawie badań uzna, że już jest odpowiedni czas, igłą punkcyjną wchodzi przez sklepienie pochwy, pod kontrolą ultrasonografii, do jednego i do drugiego jajnika. Igłą punkcyjną przebija pęcherzyki i pobiera ich zawartość. W laboratorium specjalista wyszukuje w płynach pęcherzykowych komórki jajowe. Zawsze tych komórek powinno być więcej niż jedna, inaczej nie zostanie osiągnięty dobry skutek w programie in vitro. I następnie te komórki jajowe są łączone z plemnikami. Plemniki się rozmraża (część ich zginęła, ale były ich miliony, więc duża część jest żywych, ruchomych) czy też korzysta się ze świeżej porcji nasienia. W klasycznym programie in vitro na płytce szklanej pod mikroskopem w środowisku plemników zatapiało się komórki jajowe. I plemnik spontanicznie trafiał do jednej komórki jajowej, drugi plemnik trafiał do drugiej komórki jajowej - i tak dalej. Było to w jakimś stopniu naśladowanie tego, co się dzieje w naturze. Drugi sposób, nowszy, to są tzw. mikromanipulacje, czyli docytoplazmatyczna iniekcja plemnika do komórki jajowej (w skrócie IXI). To nie jest jakiś nowy program in vitro, tylko to jest pewna czynność, bardziej nowoczesna, w obrębie programu in vitro. Następnie te istoty ludzkie, powstałe w wyniku połączenia komórki jajowej z plemnikiem, są w odpowiednim środowisku przenoszone do inkubatorów. Okazuje się, że różnica 0,1ºC w inkubatorze na plus czy na minus prowadzi do śmierci tych zarodków, one się dalej nie rozwijają. I tu moja uwaga: gdybyśmy nawet chcieli zrobić taki, jak to mówią w środkach masowego przekazu, „kościelny” program in vitro, to po prostu nie jest to możliwe, bo aparatura, urządzenia są zawodne. Wystarczy, że wyłączą prąd, wystarczy, że wystąpi drobna nieprawidłowość w działaniu aparatury lub ktoś przez nieuwagę popełni jakiś drobny błąd – i wszystkie istnienia ludzkie, które sztucznie powołaliśmy do życia, po prostu zginą. A zatem nie ma możliwości wykonywania programu in vitro bez ryzyka zadania śmierci istotom człowieka w pierwszych dniach jego istnienia Jak się dalej toczą wydarzenia w życiu nowego człowieka, poczętego na szklanej płytce w laboratorium? W pierwszej dobie ogląda się te istnienia ludzkie i ktoś, kto się na tym zna, mówi: „Są zapłodnienia”. W drugiej dobie, czyli po 48 godzinach od momentu połączenia komórki jajowej z plemnikiem, zarodek ludzki jest czterokomórkowy. Nastąpiły dwa podziały i są cztery komórki – komórki zarodka ludzkiego są nazwane blastomerami i taki zarodek składa się z czterech blastomerów. W trzeciej dobie, czyli po 72 godzinach, zarodek ludzki składa się z 8 komórek – z ośmiu blastomerów. I w piątej dobie to już jest blastocysta – to już bardziej zaawansowane stadium rozwoju człowieka. I w tej drugiej, trzeciej albo piątej dobie następuje wybór przeważnie dwóch najlepszych zarodków. Na jakiej podstawie? Podstawą są trzy warunki: tempo rozwoju zarodka, symetryczność komórek i ziarnistość. Wybór tych dwóch zarodków wcale nie musi być trafny i niejednokrotnie życie pokazuje, że nie był trafny... Co się dzieje z pozostałymi zarodkami? Mówi się o nich, że to są zarodki nadliczbowe. Ja się bardzo z tego powodu burzę, bo to są po prostu „nadliczbowi” ludzie! To są po prostu istnienia ludzkie w pierwszym stadium rozwoju, w początkowym stadium rozwoju. Żeby chociaż trochę zachować się elegancko i poprawnie etycznie, to medycyna rozrodu wymyśliła również dla zarodków kriokonserwację. Jest napisany odpowiedni program komputerowy, który steruje krokami zamrażania zarodka ludzkiego. Zamrożone istoty ludzkie mogą być przetrzymywane w temperaturze ciekłego azotu przez wiele lat, czas przechowywania generalnie nie ma znaczenia. Ma znaczenie etap zamrożenia i potem rozmrożenia. I okazuje się, że zarodek ludzki w większości przypadków nie przeżywa tych etapów zamrażania i rozmrażania... Po prostu większość zarodków ginie. To trochę tak, jakbyśmy dzisiaj musieli nagle bez przygotowania przebiec maraton – to jest zamrożenie, i drugi maraton – rozmrożenie. Proszę sobie wyobrazić, co z nami by się działo po przebiegnięciu bez uprzedniego treningu ponad 42 km. Nic dziwnego, że w kriokonserwacji zarodki ludzkie w 70 – 90% po prostu giną. Kiedy już są wybrane te dwa zarodki, wykonuje się tzw. embriotransfer i one trafiają do jamy macicy. Teraz kobieta wyjeżdża do domu, przyjmuje leki i po czternastu dniach wykonuje test ciążowy – albo z moczu, albo z krwi. Dzwoni do lekarza, który przeprowadzał procedurę zapłodnienia pozaustrojowego, i mówi: „Powiodło się” albo, niestety, płacze i mówi: „Nie powiodło się”. W tej drugiej sytuacji lekarz sobie przypomina o zamrożonych zarodkach. Wtedy można już nie indukować jajeczkowania, nie stymulować, nie przeprowadzać na nowo całego procesu farmakologicznego, można nie robić punkcji jajników, nie łączyć komórek jajowych z plemnikami, tylko przygotować jej organizm i w odpowiedniej fazie cyklu transferować zarodki, które uprzednio były zamrożone. Ale transferować można tylko żywe zarodki, tymczasem się okazuje, że pacjentka przyjeżdża na ten transfer po przygotowaniu, rozmrażamy te zarodki i dwa z nich w jednej pajetce po prostu nie żyją. Wyciąga się następną pajetkę: dwa – jeden żyje, drugi nie żyje… No i ten żywy jest podany do jamy macicy. A zamrożone były wszystkie żywe... Niestety, tak wygląda typowa praktyka programu in vitro. Trzeba też wiedzieć o tym, że po transferze zarodków, które uprzednio były mrożone, sukces jest minimalny w porównaniu do tego jak gdyby „świeżego” programu in vitro. Sukces rozumiany jako urodzenie całkowicie zdrowego dziecka...Konieczność zabijania w programie in vitro W medycynie rozrodu boimy się dwóch powikłań, dwóch rzeczy nie dopuszczamy. To jest zespół hiperstymulacji jajników i to są ciąże mnogie. Zespół hiperstymulacji jajników jest to powikłanie, do którego dochodzi tylko wtedy, kiedy zabieg się udał i pacjentka jest w ciąży. Na tym polega nieszczęście tego zespołu. Rozwija się ciąża, już bije serduszko u dzidziusia w jamie macicy, lekarz i rodzice już to widzą w ultrasonografii, a jajniki kobiety powiększają się, dochodzi w nich do powstania torbieli, większych czy mniejszych, pojawia się płyn w jamie brzusznej, pojawia się płyn w jamach ciała – w jamie opłucnowej, w jamie osierdziowej – dochodzi do zaburzeń wieloelektrolitowych, dochodzi do niedobiałczenia organizmu kobiety, dochodzi do zaburzeń układu krzepnięcia i do zagrożenia zdrowia i życia kobiety. Zespół hiperstymulacji jajników może powstać przy użyciu każdego z trzech sposobów leczenia. Jeżeli lekarz naprotechnolog daje leki stymulujące jajeczkowanie, musi się liczyć z tym, że czeka go powikłanie w postaci zespołu hiperstymulacji jajników. Ale zespół ten wystąpi sto tysięcy razy częściej w programie in vitro. Dlaczego? Właśnie dlatego, że tutaj dąży się do wyhodowania nienaturalnie dużej liczby pęcherzyków jednocześnie. Gdyby program in vitro był wykonywany na pojedynczym pęcherzyku z jedną komórką jajową, to szanse powodzenia byłyby mniejsze niż 5%. A cena programu in vitro zostawałaby ta sama. Wobec tego dzisiaj ośrodki, kliniki programu in vitro walczą o pacjentów. A żeby walczyć o pacjentów, to muszą wypuścić w świat wynik dużo większy niż 2 lub 5%. Dzisiaj najlepsze kliniki na świecie programu in vitro w tym jednym przebiegu metody zapłodnienia pozaustrojowego osiągają wynik od 40 do 45%. Oczywiście są ośrodki, w których to prawdopodobieństwo jest poniżej 10 procent. Ale w warunkach konkurencji nikt nie może sobie pozwolić na zejście poniżej 5%. Średnia w Europie, podawana za ubiegły rok, „sukcesów” w przebiegu programu in vitro to jest ok. 28%. Żeby mieć te 28%, to trzeba uzyskać w wyniku stosowanych leków od sześciu do kilkunastu komórek jajowych. Czyli lekarz musi dać duże dawki leków powodujących hiperstymulację jajników. Drugim powikłaniem medycznym są ciąże mnogie. Statystycznie udowodniono, że przed wyborem tych dwóch najlepszych zarodków musimy dysponować ich liczbą od 6 do 8. Mniej niż sześć zarodków – na przykład kiedy wybieramy te dwa najlepsze zarodki spośród trzech – szansa na wynik końcowy pozytywny jest dużo, dużo mniejsza. Jeżeli natomiast liczba zarodków przekracza osiem, to wcale nie rośnie szansa na sukces. Czyli statystycznie dowiedziono, że to jest 6 – 8 zarodków. Podobnie statystycznie udowodniono, że do jamy macicy powinny trafić dwa zarodki. Jak trafia jeden, to szansa jest mniejsza. Jak trafiają dwa, to ta szansa jest optymalna. Jak trafiają 3 – 4 zarodki, czy też 5 zarodków trafia, to oczywiście szansa na ciążę rośnie, ale też rośnie bardzo mocno zagrożenie wystąpieniem ciąży mnogiej. I okazuje się, że pomimo transferu dwóch zarodków do ciąży mnogiej, do ciąży bliźniaczej, dochodzi w ok. 25% przypadków. Jak transfer jest dokonywany przy użyciu trzech zarodków, to ciąża bliźniacza zdarza się już z prawdopodobieństwem powyżej 35%. Oczywiście zdarzają się już wtedy ciąże trojacze. Dlaczego boimy się ciąż mnogich? Z prostego powodu. Pan Bóg nam umożliwił chodzenie w ciąży pojedynczej. 99,9% kobiet chodzi w ciąży pojedynczej. I tak jest w gatunku ludzkim. Ciąża bliźniacza – czy wieloracza – jest zawsze zagrożona ukończeniem przed terminem. Światło jamy macicy nie nadąża ze wzrostem w stosunku do masy dzieci, które się w tej jamie rozwijają. I te włókna mięśniowe rozciągnięte maksymalnie nie wytrzymują tego i dochodzi do poronienia albo porodu przedwczesnego – czyli do ukończenia porodu przed terminem, kiedy dzieci nie są zupełnie zdolne do życia – i następuje ich śmierć czy urodzenie po prostu nieżywych dzieci, albo też urodzenie wcześniaków. A wcześniactwo, niska masa urodzeniowa, obniżona odporność u tych istnień ludzkich, częstość infekcji, jakie zdarzają się u tych noworodków – sprawiają, że jest to najczęstsza dzisiaj przyczyna, która stanowi o śmiertelności okołoporodowej. Czyli ciąża mnoga to jest wzrost powikłań w ogóle w ciąży i wzrost śmiertelności okołoporodowej. Czyli generalnie jest to porażka medycyny rozrodu. I teraz proszę sobie wyobrazić, że małżeństwo siada przed doktorem po raz piąty. I mówi: „Cztery razy już tu byliśmy, podchodziliśmy do programu in vitro. Przebieg programu in vitro ani razu nie dał pozytywnego rezultatu. Jesteśmy piąty raz, ostatni; do tej pory wydaliśmy ponad 100 tys. zł, nie pracowaliśmy przy tym, wszystkie urlopy i dwa lata – wszystko kręciło się tylko i wyłącznie wokół leczenia”. Oczywiście jest płacz, są łzy, jest olbrzymia determinacja… Doktor jest ambitny, chce sprostać temu zadaniu. W wyniku całej procedury finalnie dostaje pod mikroskopem cztery zarodki. No i jest decyzja: chce zwiększyć prawdopodobieństwo doprowadzenia do ciąży. Ale wie, że grozi hiperstymulacja, wie, że grozi wystąpienie ciąży mnogiej i jakie mogą być skutki tej ciąży mnogiej… Ale małżeństwo bardzo nalega i lekarz podejmuje decyzję: „podaję cztery zarodki do jamy macicy”. Pacjentka po dwóch tygodniach dzwoni i mówi: „Jest dodatni test” – i jest największa radość, jest najszczęśliwszą istotą na kuli ziemskiej w tym momencie. Po dwóch tygodniach przyjeżdża, robi USG i dowiaduje się, że w jamie macicy są cztery pęcherzyki ciążowe. Cztery istnienia ludzkie zagnieździły się i się rozwijają. Przez uprzednie razy ani jeden zarodek się nie przyjął, nie zaimplantował się i nie rozwijał. A tym razem wszystkie. Ja widziałem takie zdarzenia. Bo to nie człowiek decyduje, jak to ma być. I co się dzieje dalej? Była wielka radość, a po dziesięciu tygodniach są łzy, płacz – doszło do poronienia… Wobec tego znowu wymyślono – i technicznie w medycynie jest to możliwe – usuwa się dwa pęcherzyki ciążowe poprzez uśmiercenie dwóch płodów. Jest ósmy – dziesiąty – jedenasty tydzień – uśmierca się dwa płody i ciąża jest bliźniacza, rozwija się i szanse jej donoszenia i urodzenia tych dzieci blisko terminu porodu zwielokrotniają się, nie dochodzi do powikłania w postaci poronienia po prostu czy urodzenia nieżywych dzieci. Tak zwana embrioredukcja – znowu bardzo mądre słowo, za którym stoi straszna rzeczywistość zadania śmierci człowiekowi. Oczywiście o tym głośno nikt nie mówi, ale tak się pokolenia stworzonego przez in vitro W 1978 roku, czyli 32 lata temu, doszło do porodu pierwszego dziecka, którego poczęcie nastąpiło w obrębie metody zapłodnienia pozaustrojowego. Wobec tego metoda jest bardzo młoda, do końca nie poznana. Wiele małżeństw, które korzystają z programu in vitro i którym się udaje uzyskać upragnioną ciążę, odpępnia się, zapomina o instytucji, w której byli, i nie chcą mówić o programie in vitro oraz o jego długofalowych skutkach. Im dłużej trwa procedura programu in vitro, tym więcej jest informacji na temat dzieci, do których poczęcia doszło w wyniku zastosowania tej metody. U tych dzieci obserwuje się zdecydowanie więcej nieprawidłowości genetycznych. Zauważono, że występuje u nich nieprawidłowy, zwolniony rozwój psychomotoryczny do drugiego – piątego roku życia. Ten ich rozwój psychomotoryczny później zaczyna się wyrównywać i one doganiają dzieci, które poczęły się w sposób naturalny. Ale nieprawidłowości genetyczne zostają. Udowodniono, że u dzieci poczętych i urodzonych w wyniku użycia metody pozaustrojowej o 30 – 40% wzrasta ryzyko wad genetycznych. I tych doniesień jest coraz więcej…Okrutna selekcja Jan Paweł II zawsze stał na stanowisku, że nauka ma się rozwijać. Że ona ma się rozwijać dla dobra każdego człowieka, dla dobra nas wszystkich. Ale bardzo walczył o to, żeby ten rozwój nie kolidował z godnością i z życiem żadnego człowieka. Spróbujmy zobaczyć, jak to jest w programie in vitro. Życie – nie dla wszystkich dzieci. Wybór – wybieramy spośród tych 6 – 8 zarodków dwa naszym zdaniem najlepsze. „Życie za życie” – tak jest nazywana metoda programu in vitro... Walczymy o poczęcie życia kosztem śmierci innych istnień ludzkich. Mrożenie, embrioredukcja, czyli uśmiercanie tych „nadliczbowych” istnień, które rozwinęły się w jamie macicy, i diagnostyka przedimplantacyjna, która w tej chwili zdobywa salony medyczne. Okazuje się, że taki embrion ośmiokomórkowy na przykład – można mu pobrać tę jedną komórkę, rozłożyć ją na czynniki pierwsze, zobrazować, jaki jest garnitur chromosomów, jaka jest genetyka tej komórki – czyli całego zarodka, bo w każdej komórce będzie to samo – i stwierdzić: zarodek jest chory, jest wada genetyczna. Niestety, takiemu zarodkowi na pewno nie pozwoli się dalej żyć... Diagnostyka przedimplantacyjna to również możliwość wyboru odpowiednich cech naszego potomka. I okazuje się, że w klinikach amerykańskich od jednego procentu wszystkich małżeństw, które się tam zgłaszają i są poddawane programowi in vitro, pada zamówienie na konkretne dziecko. To dziecko musi być obarczone wadą, tak żeby nie mogło być lepszym od rodziców... Niejednokrotnie zamawia się dzieci o określonej płci, o określonym kolorze oczu, włosów itd., itd. Diagnostyka przedimplantacyjna nie służy ludzkości. Odwołując się jeszcze do słów Jana Pawła II, to warto zauważyć to, co on mówi: „od początku istnienia człowieka aż do naturalnej śmierci”. Dzisiaj cywilizacja dobiera się do dwóch etapów naszego życia: kiedy jesteśmy zarodkami, i wtedy, kiedy mamy już po 90 lat na przykład, nie wiemy, jak się nazywamy i gdzie jesteśmy… Jesteśmy „obciążeniem” dla ludzi nas otaczających – i niestety, eutanazja jest już bardzo blisko nas i jeszcze moment, a podobnie jak program in vitro przywędruje również do Polski, jeżeli nie dostanie solidnego oporu i powiedzenia słowa „nie” połączonego z praktycznym działaniem. Bo dorosły człowiek nie pozwoli zrobić sobie krzywdy, natomiast zarodek nie ucieka, jest pod mikroskopem, zdany na naszą łaskę, na łaskę doktora, który za to odpowiada. Tak samo staruszek. Dlatego tak ważne jest, żeby nasze społeczeństwa rozumiały to, że walcząc o życie każdego istnienia na każdym etapie rozwoju człowieka, trzeba widzieć w nim siebie i oddawać cześć dla Pana Boga, który jest stworzycielem życia na a zapobieganie niepłodności Dużo się mówi w medycynie rozrodu na temat przyczyn niepłodności, na temat sposobów leczenia, poświęca się temu 99,9% uwagi. Natomiast zapobieganie niepłodności pomija się milczeniem – o tym się w ogóle nie mówi. Mniemam, że nie wynika to ze złej woli ludzi – lekarzy, którzy nie mówią o tym – myślę, że z braku czasu. Ale generalnie niepłodność jest takim „biznesem”, który przynosi kolosalne pieniądze, więc nie opłaca się jej zapobiegać ani jej leczyć. Po co mówić o czynnikach, które mogą przeciwdziałać tak mocno nasilającemu się zjawisku niepłodności? Czy odważy się dzisiaj lekarz na przykład w najbardziej oglądanym programie telewizyjnym mówić o zachowaniu cnoty czystości? Wyśmieją doktora! Zwariował – w XXI wieku mówi o zachowaniu cnoty czystości! A z moich obserwacji wynika, że rozpoczęcie wczesnego współżycia płciowego wiąże się z większą liczbą partnerów, zanim zawrzemy związek małżeński i będziemy chcieli mieć dzieci. Zarówno wczesne rozpoczęcie współżycia, jak i większa liczba partnerów sprawiają, że często zapadamy na choroby przenoszone drogą płciową. To wcale nie musi być kiła, to nie musi być rzeżączka – jest jeszcze tysiąc różnych innych drobnoustrojów, które w skrytości, prawie bezobjawowo, degradują płodność kobiety i mężczyzny. Degradują zdolność szyjki macicy do produkcji śluzu – a śluz jest takim mostem, po którym plemniki wędrują do jamy macicy i do jajowodów, jest takim mostem płodności. Jeżeli tego śluzu nie ma, plemniki nie wchodzą wyżej. Infekcje dotyczą również układu rozrodczego mężczyzny – maleje liczba plemników, słabnie ich zdolność ruchowa. Warto promować czystość przedmałżeńską. Właściwie lekarz powinien mówić pacjentkom, kiedy przychodzą do lekarza, mając 24 lata, że „to, że jest pani dziewicą, to jest pani wielki sukces i wielki atrybut, i to na pewno nie jest żadna ułomna cecha, tylko może być pani z tego dumna i się tym szczycić”. Ale tylko nieliczni to robią... Należy wyeliminować czynniki szkodliwe, przede wszystkim antykoncepcję. Idziemy do kiosku, kupujemy papierosy, na paczce jest napisane: „Palenie zabija”. Na tabletkach antykoncepcyjnych tak nie jest napisane, a przecież one nie są neutralne dla zdrowia i dla płodności. Odwrotnie: dzisiaj ginekolog bardzo często na byle jaką przypadłość pacjentki, wcale niekoniecznie proszącej o tabletki antykoncepcyjne, proponuje te tabletki. Proszę sobie wyobrazić, że przedstawiciele firm farmaceutycznych, którzy przychodzą do ginekologa, to są przedstawiciele firm produkujących tabletki antykoncepcyjne. Inni przedstawiciele nie przychodzą... 95% leków, które przepisuje ginekolog, to są tabletki antykoncepcyjne. Nie dziwmy się więc, że prawie każda wizyta kończy się wypisaniem recepty na antykoncepcję. Wszędzie się proponuje te tableteczki, nawet młodym dziewczynom, by im zaszczepić taki styl i sposób życia. Pomijam działanie rakotwórcze estrogenów. Estrogeny są potrzebne, to są nasze hormony – hormony kobiece, ale ich stosowanie z zewnątrz, niekontrolowane, długie, doprowadza do zwiększonej częstotliwości zapadalności na nowotwory piersi i na nowotwory trzonu macicy, tylko nie w wieku 25 lat, ale potem – w wieku 50 czy 60 lat, kiedy już nawet nie pamiętamy, że kiedyś się przyjmowało tabletki antykoncepcyjne... Ten fakt jest dzisiaj rzetelnie potwierdzony i znany w kręgach medycznych oraz naukowych. Antykoncepcja hormonalna wywołuje przedwczesne starzenie się szyjki macicy. Pacjentka starzeje się w sensie metrykalnym o rok, a jej szyjka macicy starzeje się o trzy lata. Czyli na przykład po 10 latach stosowania tabletek antykoncepcyjnych kobieta ma 30 lat, a jej szyjka macicy ma już lat 50... I jest problem z poczęciem dziecka – bo są dobre plemniki, są dobre komórki jajowe, ale nie ma mostu… Stąd wymyślono te inseminacje, stąd wymyślono program in vitro. A wystarczyłoby tylko, żeby sięgnąć do innych metod i do innych sposobów… Ale wszyscy wiedzą, że przemysł farmaceutyczny to jest kolosalnie dochodowy interes, w którym antykoncepcja zajmuje jedno z pierwszych miejsc. Jak z tego zrezygnować? Kilkaset czy kilka tysięcy osób na świecie zarabia na tym ogromne pieniądze, eksperymentując na innych i na pewno nie szanując ich zdrowia. Jak wobec tego można się spodziewać obiektywnych informacji, które są podawane w środkach masowego przekazu?… Wręcz w każdej babskiej gazecie są artykuły, „że trzeba żyć swobodnie”, „że trzeba być kobietą wyzwoloną”… Wyzwoloną z czego? By po 30 latach zachorować na raka piersi… Puszczanie takich informacji w eter to jest po prostu działanie zbrodnicze. Ale taki jest świat. Tak to wygląda... Dla zapobiegania niepłodności ważny jest również zdrowy styl życia – nie muszę chyba tego wyjaśniać. Ale ważniejsza jest zmiana modelu starań o pierwszą ciążę. Na pewno mając 20 lat, będziemy zdrowsi i bardziej płodni niż mając 35 lat. Ale mając 25 lub 30 lat, walczymy o to, żeby się wyedukować, żeby zająć jakieś stanowisko, żeby dojść do jakiegoś dobrobytu – dzisiejszego minimum materialnego: samochodu, domu itd., itd. To wszystko sprawia, że my w sposób nieświadomy wpędzamy siebie w populację ludzi, którzy cierpią z powodu niepłodności. No i najważniejszy czynnik – Pan Bóg, który jest dawcą życia i płodności. Bez Jego woli nie powstałby świat, nie powstaliby nasi rodzice, nie powstalibyśmy my. Bez Jego udziału nie jest możliwe poczęcie naszych dzieci. Szanujmy więc Jego zdanie w tej materii i żyjmy w jedności z med. Tadeusz Wasilewski, Białystok źródło: Miłujcie się! 4/2010 Problemy z zajściem w ciążę Określana jest jako naturalna metoda leczenia niepłodności, jednak wzbudza wiele emocji. Poznaj jej plusy i minusy. Naprotechnologia to metoda naturalnej prokreacji. Jej nazwa to skrót od angielskiej nazwy Natural Procreative Technology (z ang. naturalna technologia prokreacyjna). Metoda ma leczyć niepłodność i pomagać w staraniach o dziecko poprzez obserwację ciała kobiety i na tej podstawie wyciągania wniosków co do jej płodności. Spis treści: Leczenie niepłodności za pomocą obserwacji Etapy obserwacji naprotechnologicznej Dla kogo naprotechnologia? Kiedy nie pomoże? Naprotechnologia a in vitro Jak działa metoda w Polsce Skuteczność naprotechnologii Naprotechnologia - leczenie niepłodności za pomocą obserwacji Naprotechnologia opiera się na tzw. modelach płodności Creightona, które mają pomóc w wykryciu zaburzeń płodności kobiety - błędów i nieprawidłowości cyklu miesiączkowego utrudniających zajście w ciążę. Polega na monitorowaniu: śluzu szyjki macicy i wydzieliny z pochwy, temperatury ciała kobiety, owulacji, krwawienia miesiączkowego, odczuć w okolicach intymnych. Etapy obserwacji naprotechnologicznej Przez 24 miesiące obserwuje się organizm kobiety i jej cykl miesięczny oraz ewentualne nieprawidłowości w jego funkcjonowaniu. Przeprowadza się to w trzech etapach: obserwacji śluzu, zapisywania wyników temperatury, badaniu poziomu hormonów kobiety i mężczyzny (według zasad modelu płodności Creightona), rozpoznania problemu niepłodności lub bezpłodności (np. stwierdzeniu braku owulacji), leczeniu niepłodności i podjęciu próby poczęcia dziecka w wyznaczonym, najbardziej odpowiednim terminie. Kto może skorzystać z naprotechnologii? Badanie na płodnośćNarzędzia dla rodziców Jest to metoda odpowiednia dla par bezskutecznie starających się o dziecko, ale cierpiących na niepłodność uleczalną, czyli taką, której można zapobiegać za pomocą medycyny (to ok. 40 proc. wszystkich par mających problem z zajściem w ciążę). Po zebraniu wszystkich wyników badań i postawieniu diagnozy, co jest przyczyną niepłodności, u par takich można zastosować: leczenie hormonalne, ginekologiczne, chirurgiczne (histeroskopię, laparoskopię). W wyniku obserwacji naprotechnologicznej może okazać się, że problem z zajściem w ciążę wynika z: niezdrowego stylu życia, stresu, nieodpowiedniej diety. W takiej sytuacji rozwiązaniem problemu zajścia w ciąże może okazać się zmiana trybu życia - np. rzucenie palenia papierosów, większa aktywność fizyczna lub odżywiania. Komu nie pomoże naprotechnologia? Naprotechnologia nie daje możliwości leczenia problemu niepłodności immunologicznej, w której zarówno organizm kobiety, jak i organizm mężczyzny może w określonej sytuacji traktować komórki rozrodcze jako wroga i wysyłać przeciwko nim przeciwciała. Metoda naturalnej prokreacji nie pomoże także parom borykającym się z problemem: fizycznego braku macicy, braku jajników, braku jajowodów, zaawansowanej endometriozy, defektów anatomicznych u kobiety lub mężczyzny. Zdaniem ginekologów metoda ta nie daje parom walczącym z niepłodnością dostępu do metod rzeczywiście rozwiązujących ich problem. Oceniana jest jako postępowanie diagnostyczno-terapeutyczne wykorzystujące zaledwie kilka, wybranych metod leczenia niepłodności. Naprotechnologia a in vitro Metoda jest krytykowana przez lekarzy ginekologów za nieuznawanie z przyczyn ideologicznych (np. religijnych) innych form leczenia niepłodności, np. zapłodnienia metodą in vitro. Przy tej okazji warto podkreślić, że wbrew obiegowym opiniom nie można naprotechnologii określać jako naturalnej alternatywy dla zapłodnienia in vitro, gdyż obie z nich opierają się na zupełnie innych założeniach. Podstawowa różnica sprowadza się do tego, że: in vitro polega na pozaustrojowym połączeniu komórki jajowej i plemnika (poza organizmem kobiety) w warunkach laboratoryjnych, a następnie umieszczeniu zarodka w macicy w celu jego zagnieżdżenia, naprotechnologia ma na celu doprowadzić do poczęcia dziecka w naturalny sposób. ​Program naprotechnologii w Polsce Początki naprotechnologii sięgają początku lat 90-tych ubiegłego wieku i wiążą się z osobą prof. Thomasa Hilgersa z Nebraski w USA oraz z założonym przez niego Instytutem Pawła VI. Przez wiele lat naprotechnologia rozwijała się tylko w Stanach Zjednoczonych, dopiero kilkanaście lat temu dotarła do Europy, a od 10 lat znana jest Polsce. W naszym kraju zrobiło się o niej bardzo głośno, kiedy popularna aktorka Małgorzata Kożuchowska wyznała, że poddała się naprotechnologii i już po dwóch miesiącach leczenia była w ciąży, podczas gdy z wcześniejszych badań wynikało, że miała zaledwie 2-3 procent szans na posiadanie dziecka. Zwolennicy naprotechnologii wskazują na jej bardzo dużą skuteczność (ok. 97 proc.) oraz na mniejsze koszty, w porównaniu z zapłodnieniem in vitro. Warto jednak pamiętać, że tak wysoka skuteczność metody nie ma związku z ilością ciąż, a jedynie z trafnością diagnozy co do przyczyn problemu z zapłodnieniem. Gdyby tak jednak przyjrzeć się liczbom ciąż, kazałoby to w wątpliwość poddać skuteczność tej metody. Skuteczność naprotechnologii W Polsce od 2016 roku obowiązuje bazujący na naprotechnologii Program „Kompleksowa ochrona zdrowia prokreacyjnego w Polsce” wprowadzony przez rząd Prawa i Sprawiedliwości w miejsce programu in vitro realizowanego za rządów PO-PSL. Z danych zebranych w październiku 2018 roku wynikało, że w ciągu dwóch lat jego obowiązywania w wyniku stosowania metody naprotechnologii: urodziło się 70 dzieci, na 1 tys. 300 par diagnostykę przeszło 1 tys. 289. To skuteczność na poziomie nieco ponad 5 proc. Na realizację programu, w tym na sprzęt i adaptację pomieszczeń wydano blisko 30 milionów złotych. Na diagnostykę kolejne 850 tys. złotych. Dla porównania w podobnym okresie w wyniku stosowania metody in vitro: na świat przyszło 4 tys. 125 dzieci, łącznie w ciągu czterech lat realizowania programu in vitro urodziło się 8 tys. 395 dzieci. Średnia skuteczność programu in vitro w latach 2013-2016 wyniosła 32 proc.

metoda creightona na czym polega